BALEARY 2012

Wspomnienia kpt. Marka Kassura z rejsów po wyspach...

Baleary przywitały mnie potwornymi upałami i praktycznie brakiem wiatru.
Jacht przejmowałem od Fernanda, bardzo sympatycznego, chociaż trochę zakręconego Hiszpana. Stan ten być może spowodowany był 21-jedno godzinną samotną żeglugą z Barcelony do Palmy i aby nie zasnąć Fernando raczył się 0,5 litrowymi RedBullami, których parę jeszcze zostało. Jednak stan zakręcenia utrzymywał się jeszcze Fernandowi i później, o czym jeszcze napiszę.

Przejęcie jachtu przebiegło gładko, kilka obić żelkotu na pokładzie Fernando tłumaczył wypadającymi mu z ręki narzędziami kiedy był na maszcie, no trochę tam tego pogubił, dobrze, że nikogo wtedy nie było na dole :)
Sam jacht "B.Y.C. BALI" Oceanis 37 zakupiony w tym roku, choć jak się dopatrzyłem kadłub przeleżał w stoczni 2 lata, pachniał nowością, prawie wszystko działało i jeszcze ładnie wyglądało. Kilka razy podchodzili do nas ludzie pytając o jego cenę, najwyraźniej rozpoznawszy "nowość".

Ceny portów na Balearach nie należą do niskich, za postój w Palmie w porcie klubowym płaci się 110€, w Playa gdzie potem robiłem wymiany załóg płaciliśmy 70€, porty państwowe są tańsze, koszt to ok. 40€, ale nie ma ich wiele, najwięcej płaciłem na Ibizie, za jedną noc 160€ ! W związku z tymi cenami do portów wchodziliśmy tylko wtedy, gdy kończyły nam się zapasy lub woda. Preferowałem stawanie na noc w rozlicznych uroczych zatoczkach, na bojce, jak była, na kotwicy a czasami jeszcze cumami do skały. Znalezienie takich miejsc nie było trudne, a bardzo często są szczegółowo opisane w locji. Czasami nawet trzy kolejne doby nocowaliśmy w ten sposób "na dziko" oszczędzając przy tym kasę jachtową.

Z pierwszą załogą spotkałem się już na lotnisku w Poznaniu, t.j. z "Białym" i jego podopiecznymi. W większości byli to świeży żeglarze jachtowi zaraz po kursie u Białego, który jest instruktorem. Od razu ustaliliśmy rodzaj żeglowania, nie napinamy się na oranie morza i robienie mil, aby nie zrazić większości, która była pierwszy raz na morzu, ale nastawiamy się na zwiedzanie - brak wiatru ułatwił nam podjecie takiej decyzji ;).

Z Białym dopłynęliśmy do Porto Cristo zaliczając wiele zatoczek po drodze, o wodzie we wszystkich odmianach niebieskiego i temperaturze 28-30 stopni ! Biały czuwał nad swoimi podopiecznymi, atmosfera była doskonała ! Niestety niewiele wiało, ale chociaż jeden dzień daliśmy radę poćwiczyć manewry MOB różnymi sposobami czyli klasyczny monachijski, monachijski z odpadnięciem do baksztagu oraz po raz pierwszy wypróbowałem zwrotem przez rufę na wybranych żaglach - szkoła Gosi ;)

Z drugą załogą popłynęliśmy na Ibizę, wymyśliłem żeglugę nocną, głównie ze względu na temperatury w ciągu dnia. W okolicach Ibizy byłem o 4 rano, postanowiłem zatrzymać się na kotwicowisku na wyspie Tagomago, gdy już prawie rzuciłem kotwicę, zobaczyłem bojkę z napisem Privado, a dokładnie to P.ivado, do której się zacumowaliśmy i poszliśmy spać.

Rano po śniadaniu dotarliśmy na Ibizę. Adam mnie ostrzegał przed betonową keją z niewidocznym podwodnym występem, keja jest ale przed nią dołożono pływający pomost, podejście jest teraz bezproblemowe. Sam port nie oferuje w sumie niczego nadzwyczajnego, ale za to cena jest mocno z kosmosu ! Ibiza zrobiła na mnie takie sobie wrażenie, masa turystów, knajpy, kluby, cudaki i totalna Cepelia na ulicach - można kupić wszystko. Do tego miasto spowija tuman spalin z elektrowni dieslowskiej, którą jakiś geniusz umiejscowił w środku miasta. Za to jedzenie wszędzie było obłędne, co knajpa to smaczniejsze. Znaleźliśmy taką małą knajpkę na uboczu specjalizującą się w przekąskach czyli tapasach. Kelner znał parę słów po polsku, powiedział co z przekąsek nam będzie smakować i przygotował sangrię w wersji specjalnie dla Polaków ;)

Z Ibizy popłynęliśmy na Formenterę, gdzie zostaliśmy dwa dni. Oprócz wspaniałych plaż, przejścia między wyspami gdzie woda sięga kolan, znaleźliśmy jeszcze miejsce z kąpielami błotnymi. Do tego widok kilkudziesięciu świateł kotwicznych w nocy na tle gwiazd - jak nowa konstelacja :) Fernando co prawda znowu był zakręcony i zarezerwował mi boję na zupełnie inny dzień, gdy już i tak musiałem być w pobliżu Palmy na Majorce i kończyć etap, he he. Miejscowy zawiadowca bojek pytał o rezerwację, powiedziałem zgodnie z prawdą, że oczywiście mam, ale nie pamiętam numeru, machnął ręką i pokazał nam w końcu jakąś wolną. Staliśmy na niej za darmo.

Miałem tam ciekawe zdarzenie, nad ranem na większym jachcie motorowym puściła kotwica i zaczęło go dryfować na falochron, niefarta mieli podwójnego bo odmówił działania silnik napędowy windy kotwicznej. Sytuacja zrobiła się niefajna, oni trochę spanikowali i nic nie robili. Jeden chłopak od nas popłynął wpław, poprosił o jakąś linę aby mu rzucili, zanurkował (~6m) i podwiązał im kotwicę, którą już dali radę sobie wybrać ręcznie. Po kilku godzinach podpływa do nas motorówka, tym razem mniejsza taka chowana w rufie, okazuje się że to armator tamtego jachtu motorowego. Podarował nam w prezencie trzy czerwone wina i czekoladki, odpływając krzyczał Viva Polonia ! :D

Wracając znowu zahaczyłem o Tagomago, tym razem inne kotwicowisko i znowu bojka Privado, najwyżej nas przegonią, nikt się jednak nie czepiał. Wybór cumowania do boi był słuszny, bo rano większość jachtów ,głównie Niemców i Francuzów, pozrywało i musieli odpłynąć (głębokość ok ~10m).

Na trzeci kolejny etap przyjechała w końcu Marta, w załodze pojawili się też Jakac z Monią, kto zna to już wie, dowcipy i opowieści sypały się bez przerwy. Tym razem nastawiliśmy się na opłynięcie Majorki. Niestety dla Marty pogoda zaczęła się psuć, przechodził niż z dość silnymi wiatrami i deszczem, temperatura znacząco spadła. Wpływ tego niżu właściwie utrzymywał się przez cały tydzień. Niestety w tym czasie akurat wypadło nam płynąć po stronie nawietrznej wyspy, na szczęście baksztagiem, a jest tam tylko port Soller, tam się schroniłem. Jak wpływałem fala się wypiętrzała już do ponad 4m, a przed samym Soller mogło być z 5m. Jak wchodziłem do zatoki to minąłem wycieczkowiec z ok. 50-100 turystami, wszyscy mieli buźki uśmiechnięte i wesoło nam pomachali :-) a my sztormiaki, szelki, wszyscy powpinani,odmachaliśmy im. Nie minęło 5 minut, ledwo zdążyłem się przygotować do cumowania, a tu wracają, nikt nam już nie macha a miny na kwintę :( Tylko kapitan nam zamachał i pokazał, że takieee fale - ciekawe ile zapłacili za wycieczkę he, he.

Następnego dnia w czwartek trzeba było podjąć decyzję albo zostajemy i kończymy rejs i tu robimy wymianę załogi, albo płyniemy dalej. Poszedłem z Martą na skały aby zobaczyć jak wygląda morze, fala była, ale wiatr bardzo zelżał, w porcie kręcili nosem, że wypływam, ale to była jedyna szansa. Za 20 mil byliśmy już w D'Andratx po zawietrznej na spokojnej wodzie. Jeszcze trochę przywiało w drodze do Palmy, na szczęście w zatoce fala nie ma gdzie się rozbudować, nawet rozważałem stanięcie na kotwie zamiast wchodzić do portu, bo tam wejście ciasne, ale na chwilę zelżało. Zdążyłem wziąć paliwo i zacumować się na sztywno - dwa muringi, dwie cumy i dwa szpringi. Trzeci etap się zakończył.

W czwartym i ostatnim etapie miałem same dziewczyny - oj, te spojrzenia innych męskich załóg :)
Okazało się, że dziewczyny się wspinają, dwie z nich zostały jeszcze po rejsie aby powspinać się na skałki. Opowiadały mi że Majorka jest znana w kręgu wspinaczy, że jest taka słynna skała w morzu wygląda jak łuk triumfalny, na której jakiś znany alpinista wyznaczył super trudną trasę. Wcześniej kotwiczyłem w zatoczce obok tej skały i wiedziałem gdzie jest ! Oczywiście dwie z dziewczyn na nią wlazły. Potem jeszcze w innych miejscach gdzie cumowaliśmy dziewczyny urządzały sobie wycieczki na skałki a wszystko bez asekuracji. W kolejnej zatoczce postanowiliśmy spenetrować grotę, którą widzieliśmy od strony morza. Grota okazała się olbrzymią jaskinią, o której mało kto wie, a z morza w ogóle nie było jej widać bo wejście było zasłonięte. Nie była tak wielka jak grota smoka w Porto Cristo, ale byliśmy tam sami - niesamowite miejsce !

Bardzo chcieliśmy popłynąć na Cabrerę. Cały archipelag jest pod ścisłą ochroną. Nawet na przepłynięcie w pobliżu wysp trzeba uzyskać pozwolenie. Ponieważ udało mi się wypełnić wniosek po katalońsku (Aaaaa!) i otrzymać zezwolenie to noc spędziliśmy na bojce w urokliwej zatoczce w sercu rezerwatu.

Tak oto zakończyłem rejsy na Balearach.

fot. i tekst

Marek Kassur

Trasa rejsów po Balearach 2012


wieksza mapa

 


BYC BALi w Cala PI

 


Wieża w Cala PI

 


Cabrera kotwicowisko

 


Cabrera wejście

 


Cabrera

 


Cala PI

 


Grota smoka

 


Ja Biały i załoga

 


Jaskinia z wody

 


Jaskinia z wody

 


Jaskinia z wody

 


Klify

 


Kotwicowisko

 


Łuk

 


Wejście na łuk

 


Łuk zdobyty...

 


zejście z łuku...

 


powrót z łuku

 


Magda...

 


Marek i Marta => Porto Cristo

 



obiad...

 


W oceanarium...

 


W oceanarium...

 


W oceanarium...

 


W oceanarium...

 


Planowanie trasy...

 


Playa Mallorca

 


Port Soller

 


Porto Cristo

 


Porto Cristo

 


Soller - muzeum...

 


Uszczelnianie

 


Załoga dziewczyny

 


Załoga IV

 

 

fot. Marek Kassur

inne wyjazdy
napisz do nas!
home page Talar Sisters
dodaj komentarz -
wpisz się do księgi gości
inne rejsy - fotki
e-mail to Talar Sisters
powrót do strony głównej

Akademia Żeglarstwa TALAR SISTERS